Wiersz okrutny, ale sie udał:
Bez nóg, bez rąk, jelito wypływające,
Czarne robaki w żółci brodzące,
Oko wyłupane, na nerwie wiszące:
To szydercy, osoby Twej śmierci pragnące...
Krew pod ścianą, potem salwa pocisków,
Dym z papierosa i ich chęć zysków.
Industrialny ucisk ludzi, podle,
Szatan i śmierć na ich czerwonym godle.
Mózg Ci rozkroją, szarość wypłynie,
We fiolkach ekskrementów zaginie,
Twe kości potną, szpik wyłuskają,
Skórę i włosy wnet pozjadają.
Pot i krew zlizują okrutnicy
Z ciała żyjącego jeszcze w kostnicy,
Lecz już skazanego na umieranie
Bo dobru cechowało go oddanie.
Wielki Brat czeka, mierzy Ci w głowę
Słysząc i czując Twoją odmowę,
Że nie zgwałcisz kobiety, nie zabijesz psa,
Chociaż tak okrutna jest nasza rasa.
Przepuszczają drut, od buzi do odbytu
I będąc w niemym wyrazie zachwytu
Pieją z radości, chlapiąc się krwią tryskającą
I śliną z martwych ust ciągle cieknącą.
I co to wszystko jest? Demokracja?
Bush, Putin, Merkel, czyja będzie racja?
Wezmą rakiety, zbombardują prawość,
Tylko na ich twarzach pozostanie radość...